Grzybowski, Biedrzycki, Swyłan. Polscy radni nie tylko w Łatgalii

Обратите внимание: материал опубликован 1 год назад

W tym roku Krasław obchodzi stulecie przyznania praw miejskich. Stało się to za kadencji polskiego burmistrza Lucjana Grzybowskiego, krasławianina, którym szczyci się obecne Muzeum Historii i Sztuki Krasławia. Polskich samorządowców w przedwojennej Łotwie mieliśmy zresztą wielu.

  • Tulkojums latviski pieejams šeit.
    Русский перевод можно прочитать здесь.

Wystarczy wspomnieć popularnego lekarza z miasteczka Lucyn Michała Biedrzyckiego, polskich radnych Rygi: księdza Pawła Stryczkę, Piotra Swyłana czy Napoleona Liberysa, który w 1931 roku wywołał na Łotwie skandal polityczny, skutkujący m.in. rozwiązaniem na kilka lat Związku Polaków w Łotwie. Wreszcie radnym Dyneburga, a nawet wiceprzewodniczącym rady, był adwokat i pierwszy Polak, który zasiadał w Sejmie Łotwy — Jan Wierzbicki.

Polacy łotewscy wiedzieli przed wojną, co znaczy samorząd, dopóki nie zaczął nim „sterować ręcznie” dyktator Kārlis Ulmanis.

Lucjan Grzybowski urodził się w 1891 roku w Krasławiu, w rodzinie od kilku pokoleń związanej z Inflantami Polskimi. Ukończył szkołę podstawową przy kościele św. Ludwika w Krasławiu i gimnazjum św. Katarzyny w Petersburgu, następnie zaś  studiował budownictwo na Wydziale Inżynierii Akademii Korpusu Kadetów w Sankt Petersburgu. Studiów nie ukończył, bo upomniała się o niego armia carska. Jako żołnierz służył w Prusach Wschodnich i na froncie ukraińskim. Po wielu wojennych perypetiach, które obejmowały także plan wyjazdu do Murmańska, trafił w 1919 roku ponownie na Łotwę, która właśnie wyzwalała się spod władzy bolszewickiej. 3 stycznia 1920 roku siły polsko-łotewskie oswobodziły Dyneburg, kilka dni później — Krasław.

Po trzech latach od wyzwolenia Łatgalii spod okupacji bolszewickiej Krasław, który nie był wtedy nawet centrum powiatu, spotkał awans. Ówczesny prezydent Jānis Čakste nadał miejscowości prawa miejskie. W 1925 roku zatwierdzono herb miejski. Lucjan Grzybowski, Polak z Łatgalii, jeszcze trzy lata wcześniej stanął na czele władz miejskich. Polacy posiadali wówczas największą frakcję w radzie samorządowej wybranej w 1922 roku, stąd awans  Grzybowskiego na tę funkcję, którą pełnił także w następnej kadencji, aż do 1927 r. Jego następcą został radny narodowości żydowskiej Mojsiej Rabinowicz. W warunkach wielokulturowej Łatgalii było całkowicie „do wyobrażenia”, że przedstawiciele mniejszości narodowych mogą zajmować wysokie stanowiska.

Początki rządów Grzybowskiego przypadły na trudny okres powojenny, kiedy trzeba było odbudować miasto ze zniszczeń wojennych. Za jego dwóch kadencji zbudowano most na rzece Jāņupīte, wyremontowano ulicę Ryską, odbudowano pałac Platerów na potrzeby gimnazjum łotewskiego, otwarto łotewską, polską i żydowską szkołę podstawową. Odbudowano także krasławską elektrownię. Niestety pomnik poległych polskich żołnierzy za wyzwolenie Krasławia udało się odsłonić dopiero za kadencji burmistrza Rabinowicza.

Grzybowski najprawdopodobniej znał osobiście doktora Michała Biedrzyckiego, dziś upamiętnionego odpowiednią tablicą w Lucynie. Biedrzycki także pochodził z rodziny od pokoleń osiadłej w Łatgalii. Ukończył medycynę na Uniwersytecie Moskiewskim. W niepodległej Łotwie zorganizował służbę zdrowia w Lucynie, w tym nowy szpital, a także stanął na czele lucyńskiego oddziału Czerwonego Krzyża. Był prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej w mieście. Wielokrotnie zasiadał w radzie miejskiej Lucyna, jako jedyny przedstawiciel wybierany z listy polskiej, choć nie jedyny radny polskiego pochodzenia.

W kadencji 1925–1928 pełnił funkcję przewodniczącego rady, co było przejawem szczególnego zaufania, jakim go darzono. Biedrzycki mówił po polsku, ale posługiwał się powszechnie używanymi językami regionu: łatgalskim, łotewskim, rosyjskim i jidysz; oraz językami obcymi: niemieckim i francuskim.

W latach dwudziestych kandydował (jako przedstawiciel Związku Polaków w Łotwie) do Sejmu Łotwy.

O wiele większą rolę polscy radni odgrywali w stolicy Łatgalii. Jan Wierzbicki, adwokat sprawujący przez dwanaście lat mandat polskiego posła do Sejmu (1922-1934), na początku lat dwudziestych XX wieku został wiceprzewodniczącym rady miejskiej w Dyneburgu. Z kolei pierwszą kobietą, która dostąpiła zaszczytu zasiadania w radzie, była Ludmiła Jakubowiczowa (1874-1933), notariuszka, wydawczyni polskiej prasy.

Polacy stanowili także ważną grupę mieszkańców stolicy Łotwy.

Działał tutaj oddział Związku Polaków w Łotwie, a także kilka polskich szkół, w tym tak słynna jak „basztówka” położona przy Torņa iela. W 1922 roku wybrano pierwszego polskiego radnego adwokata Józefa Szabłowskiego, zaś trzy lata później księdza Pawła Stryczkę. W 1928 roku (wybory do samorządu i Sejmu przeprowadzono wtedy co trzy lata) zastąpił go w tej roli Piotr Swyłan, ryżanin rodem z Łatgalii, prezes lokalnego Towarzystwa „Oświata”. On także kandydował wielokrotnie do Sejmu Łotwy. Wreszcie, w 1931 roku polskim radnym stolicy zostanie Napoleon Liberys, któremu władze łotewskie zarzuciły chęć sfałszowania wyborów parlamentarnych na korzyść Związku Polaków w Łotwie. Po tej całej aferze, do której doszły jeszcze zarzuty o próbę polonizacji powiatu iłuksztańskiego, polska organizacja została rozwiązana i wskrzeszona pod tą samą nazwą dopiero w 1939 roku. Liberys w czasie II wojny światowej wydostał się z Łotwy, mieszkał w Wielkiej Brytanii. W 1985 roku wyszła w Krakowie, „w drugim obiegu”, jego książka zatytułowana „Polacy na Łotwie w okresie drugiej wojny światowej”.

Dlaczego o tym wszystkim wspominam?

Ostatnio będąc w Łodzi uczestniczyłem w ciekawym spotkaniu z dziennikarzem Adamem Miklaszem, autorem książki „Řezaný świat”, poświęconej Polakom w Czechach (na Zaolziu mieszka bardzo liczna polska mniejszość, która po 1945 roku znalazła się ponownie w Czechosłowacji). Autor przyznał, że Polacy w Czechach (inaczej niż polska ludność na Wileńszczyźnie) nie mają takich ambicji, by powoływać własne partie polityczne, że startują z różnych list i z powodzeniem ubiegają się o mandaty radnych. Podobnie jest dzisiaj na Łotwie – Związek Polaków jest po 1990 roku organizacją społeczno-oświatową, czy społeczno-kulturalną,  pozbawioną ambicji politycznych. Polacy głosują na różne partie, z ramienia różnych ugrupowań zasiadają w radach samorządowych.

Kiedyś próbowano zresztą zbadać preferencje polityczne łotewskiej Polonii, ale projekt, który prowadził jeden z lokalnych Polaków nie został doprowadzony do końca. Nigdy wyników tych badań nie opublikowano.

Dziś najbardziej znani Polacy w samorządzie to Józef Dobkiewicz – prezes krasławskiego oddziału Związku Polaków na Łotwie, wieloletni radny Krasławia, działacz Związku Zielonych i Rolników. W Dyneburgu w radzie zasiada Pēteris Dzalbe, członek zarządu „Promienia”, dyneburskiej filii Związku Polaków na Łotwie. Dzalbemu blisko jest do „Zjednoczonej Listy”.

Wreszcie w Rydze członkiem rady miejskiej jest znany dziennikarz pochodzący z Lipawy, Mirosław Kodis (jego rodzina częściowo wywodzi się z Wileńszczyzny). Startował z ramienia liberalno-lewicowej koalicji jako członek socjaldemokratycznej partii „Postępowi”. Można by do tej listy dopisać jeszcze kilka nazwisk, ale bilans aktywności społecznej Polaków nad Dźwiną (w kontekście samorządu) wypada raczej słabo.

Niewielu jest Polaków aktywnych w radach, czasem „polskość” ogranicza się tylko do odpowiedniego wpisu w dokumencie albo na stronie Centralnej Komisji Wyborczej. O reprezentacji w Sejmie nie ma co marzyć, ostatni Polak zasiadał tam w 2006 roku.

W warunkach współczesnej demokracji, w której stawia się na zasadę pomocniczości, rola samorządu jest o wiele większa niż była w okresie międzywojennym. Nie chodzi o to, by teraz budować „polską listę”, która będzie zdobywać mandaty. Nazwiska Grzybowskiego, Biedrzyckiego, Stryczki służą tylko przypomnieniu pewnego momentu historycznego. Do okresu międzywojennego wrócić się nie da. Warto się jednak zastanowić, czy Polacy w Łatgalii, albo w większych miastach takich jak Ryga, Lipawa czy Jełgawa nie powinni być bardziej aktywni. W końcu mieszka ich tutaj prawie 40 tysięcy, stanowią ponad dwa procent ludności.

Ale żeby być aktywnym, trzeba znać historię własnej społeczności. Ona nie daje gotowych recept jak postępować w warunkach XXI wieku, może jednak w tym czy innym wymiarze zainspirować.

Choćby w stulecie przyznania praw miejskich bliskiemu Polakom Krasławowi, gdzie do tej pory działa polska szkoła.

 

 

Заметили ошибку? Сообщите нам о ней!

Пожалуйста, выделите в тексте соответствующий фрагмент и нажмите Ctrl+Enter.

Пожалуйста, выделите в тексте соответствующий фрагмент и нажмите Сообщить об ошибке.

По теме

Еще видео

Еще

Самое важное