„Nie tylko dwóch Pietkiewiczów”, czyli polscy sportowcy nad Dźwiną

– Michaił Tal, zdaje się, że trzy razy odwiedził Polskę – wylicza przez telefon mój rozmówca, polski znawca historii szachów. W „Dzienniku Bałtyckim” z okresu PRL znajduję potwierdzenie jednej wizyty, w 1966 roku. Tal to oczywiście wielkie nazwisko, doczekał się nawet pomnika w Rydze. Niedawno zmarł jednak inny znany szachista łotewski, Józef Pietkiewicz, dwukrotny mistrz Łotewskiej SRR, który deklarował polską narodowość. Zaś w przedwojennej Łotwie aktywny był biegacz Stanisław Petkiewicz. Zbieżność nazwisk jest zupełnie przypadkowa, zresztą nazwisko przedwojennego sportowca pisze się z twardym „e”, natomiast łączyły ich trzy rzeczy: obaj pochodzili z Rygi, należeli do polskiej społeczności na Łotwie, a w pewnym momencie wyjechali zaś robić karierę do Polski.

● Tulkojums latviski pieejams šeit.
● Русский перевод доступен здесь.

O śmierci Józefa Pietkiewicza dowiedziałem się przypadkiem, gdy znajomy Wikipedysta uzupełnił jego biogram o datę śmierci „1 maja 2024 roku”. Poza skromnym pożegnaniem na stronie Łotewskiej Federacji Szachowej nie znajdziemy jednak odniesień w mediach łotewskich, być może rozgłosu nie chciała rodzina, bo jednak Pietkiewicz zmarł w zapomnieniu. Ja jednak zachęcony jego ciekawym biogramem, a szukam wszelkich śladów aktywności Polaków w Łotewskiej SRR, zajrzałem do felietonu „Pan Józef” z portalu „Szachowa Vistula”. Autor felietonu przypomina czas pierestrojki, gdy w Polsce pojawiło się dwóch graczy „z pochmurnej Łotwy”: Aleksander Wojtkiewicz i Józef Pietkiewicz.

Dotychczas więcej związków z Polską miał ten drugi. Urodzony w 1940 roku w Rydze przez wiele lat należał do ścisłej czołówki Łotewskiej SRR, w szeregach jej reprezentacji grał w finałach Spartakiady Narodów ZSRR w latach 1967, 1975 i 1979. Był mistrzem Łotwy w latach 1974 i 1985 (w tym drugim przypadku wraz z nieżyjącym już Alvisem Vītoliņšem).

„Pan Józef” znany był także kibicom szachów w PRL:

startował  kilkakrotnie w krajowych turniejach (w 1977 roku w Zabrzu, w 1979 roku w Łodzi, Wrocławiu i Słupsku), zdobywając tam normy na tytuł mistrza międzynarodowego.

Józef Pietkiewicz zasługuje na solidną książkę na swój temat –  jest przekonany Tomasz Lissowski, niegdyś trener szachistów, pasjonat tego sportu i były dziennikarz „Rzeczpospolitej”, obecnie zafascynowany głównie historią szachów na ziemiach polskich w XIX wieku. Pan Tomasz ma kilka wspomnień prywatnych dotyczących Pietkiewicza. – Poznałem go w latach osiemdziesiątych, choć już wcześniej jego nazwisko było mi znane. Czytywałem bowiem dostępne w Polsce czasopismo „Riżskije szachmaty”. Pietkiewicz, pomijając fakt, że był po prostu świetnym szachistą, o czym świadczą jego wyniki, jak każdy Łotysz był bardzo ambitny, ale mało wylewny. Ukuł kilka powiedzonek, które zapadły w pamięć, na przykład „ten zawodnik miał beznadziejną wygraną”. Z rzeczy trywialnych: kochał miód, był przekonany o jego zdrowotnych właściwościach.

Niewłaściwe pochodzenie

Zostawmy trywia. Pietkiewicz to człowiek z krwi i kości, nigdy nie ukrywający swojej polskiej narodowości, mówiący dobrą polszczyzną, choć spotykaną raczej we wschodniej Polsce, podobno posiadający w rodzinie biskupa katolickiego, co musiało być niezbyt mile widziane w Łotewskiej SRR. Ale przede wszystkim sportowiec. W barwach warszawskiego klubu „Polonia” grał trzykrotnie w Drużynowych Mistrzostwach Polski, za każdym razem zajmował drugie miejsce na swojej szachownicy. „Spokojny, małomówny, opanowany i gotowy grać z każdym przeciwnikiem, był silnym punktem zespołu, którego członkowie z reguły powierzali mu funkcję kapitana. Osobny rozdział z życia Pietkiewicza to praca trenerska. Młodzież „Polonii” pamięta go z letnich obozów szkoleniowych”, czytamy w felietonie na stronie „Szachowej Vistuli” sprzed wielu lat. Na tej samej stronie znajduje się wywiad z Pietkiewiczem, w którym łotewski Polak opisuje początki swojej kariery szachowej: „zaczynałem dość późno, bo w wieku 17 lat. Na obozie juniorów klubu piłkarskiego kolega zaproponował mi partię szachów. Tak mi się spodobało, że wkrótce potem od znajomego kupiłem książkę „300 wybranych partii Alechina” i zacząłem ją czytać. Bez trenera, w ciągu roku osiągnąłem poziom I kategorii, a po dalszych 3 czy 4 latach uzyskałem tytuł mistrza”. W młodości Pietkiewicz fascynował się także piłką nożną, grał w zespole „Daugawa”, a także w młodzieżowej reprezentacji republiki.

Jak utrzymuje Tomasz Lissowski w rozmowie z lsm.lv

Pietkiewicz „nie miał łatwego życia w Rydze”,

w sytuacji, gdy „kolejka osób stojących do lady po różne dobra była długa”. Zresztą podobne wnioski znajdują się także we wspomnianym felietonie: „z garbem „niewłaściwego pochodzenia” (…) wśród konglomeratu łotewskich, rosyjskich, żydowskich, polskich i Bóg wie, jakich jeszcze szachistów republiki, stawał się łatwym celem dla pseudodziałaczy i rozmaitych szarlatanów, żerujących na sportowcach. W numerze 23-24 z 1990 roku ryskich „Szachów” (pisma, które przedtem słabo dostrzegało reprezentanta republiki) z okazji jubileuszu pięćdziesięciolecia mistrza, ukazała się niewielka notatka, zakończona słowami: „Józef Pietkiewicz obiecał w najbliższym czasie zaznajomić naszych czytelników z przykładami swej twórczości w zagranicznych turniejach. Redakcja pozdrawia Jubilata itd. itd.”

Pietkiewicz już w latach dziewięćdziesiątych, gdy rozpadł się Związek Radziecki, stał się obywatelem Łotwy, ale nie zaniechał trenowania Polaków. Prasa z tamtego okresu wydawana w Warszawie wspomina wśród jego wychowanków dwie słynne gwiazdy: Bartłomieja Macieję oraz Iwetę Rodziewicz. W 2002 roku, na dwa lata przed wejściem Łotwy do Unii Europejskiej, Pietkiewicza spotka ogromny sukces  zdobędzie w Naumburgu tytuł mistrza świata „weteranów” i dzięki temu otrzyma tytuł arcymistrza.

Wojtkiewicz z Rygi

Od czasów pierestrojki karierę w polskim środowisku szachowym robił drugi szachista, urodzony w 1963 roku w Rydze, także w polskiej rodzinie, uczeń Michaiła Tala, Aleksander Wojtkiewicz. Gdy przeprowadził się do Polski w 1988 roku zdobył tytuł mistrza kraju w finale indywidualnych mistrzostw Polski. Później startował w tych zawodach jeszcze trzykrotnie, zdobywając albo złoty, albo srebrne medale. U progu lat dziewięćdziesiątych reprezentował także Polskę na dwóch olimpiadach. W 1990 roku Międzynarodowa Federacja Szachowa przyznała mu tytuł arcymistrza, zaś dziesięć lat później Wojtkiewicz wziął udział w turnieju internetowym zorganizowanym przez Internet Chess Club w Islandii, zajmując trzecie miejsce za „wielkimi”: Garrim Kasparowem i Viswanathanem Anandem. – Wojtkiewiczowi pokomplikowały się sprawy osobiste, zdrowotne i dlatego jego kariera nie potoczyła się tak jak mogłaby się potoczyć – zdaje się sugerować w rozmowie ze mną Tomasz Lissowski. A dokładniej, jak to już kiedyś powiedział w rozmowie z innymi mediami:  Zapamiętajmy go jako człowieka dużego formatu, kochającego szachy głęboko i bezinteresownie, naturę artystyczną (…) Gdyby - wcześnie osierocony po śmierci ojca - znalazł należyte wsparcie w środowisku w odpowiednim momencie, mógłby osiągnąć bardzo wiele, bo talent miał ogromny. Trudno dziś rozstrzygnąć, czy na psychikę i fizyczne zdrowie Aleksandra niszcząco podziałały feralne lata 1982-1987, ucieczka przed radziecką milicją i pobyt za kratami, czy też ze zdwojoną siłą ujawnił się u niego „syndrom Tala"” scharakteryzowany przez przyjaciela Wojtkiewicza, arcymistrza A. Szabałowa następująco: „palenie, picie i uganianie się za kobietami".

Do końca krótkiego życia Wojtkiewicz pozostał  wierny szachom. Zmarł w 2006 roku w Baltimore, ostatnie lata spędzając w Stanach Zjednoczonych.

Łotewski Kusociński

Stanisław Petkiewicz. 1930
Stanisław Petkiewicz. 1930

Wróćmy do nazwiska „Pietkiewicz”. Nie jest ono obce na Łotwie. Tak nazywała się z domu znana tłumaczka z języka polskiego Irena Birzwałka, takie nazwisko nosił deputowany z Rzeżycy do Rady Najwyższej ZSRR Zygmunt Pietkiewicz, zaś w samorządzie tego miasta przez lata aktywny był jego syn Jerzy. To oczywiście wszystko zbieżność nazwisk, ale warto do tej wyliczanki dodać innego Pietkiewicza, a w zasadzie Petkiewicza, bo tak zapisuje się jego nazwisko.

W 2019 roku stał się jednym z bohaterów dwujęzycznej książki Alīdy Zigmunde, profesorki Ryskiego Uniwersytetu Technicznego. Publikacja „Pierwsi trzej olimpijczycy polskiego pochodzenia na Łotwie” przypomniała nieznane większości Łotyszy losy polskich sportowców działających w przedwojennej Łotwie: lekkoatletów Artura Giedwiłło i Stanisława Petkiewicza, a także piłkarza Czesława Stańczyka.

Przed wojną Petkiewicz nazywany był „łotewskim Kusocińskim” (Janusz Kusociński to znany polski lekkoatleta, złoty medalista olimpijski z Los Angeles w biegu na 10 000 m, srebrny medalista pierwszych mistrzostw Europy na dystansie 5000 m, obrońca Warszawy przed Niemcami w 1939 roku, zamordowany przez nich rok później). W 1928 roku Petkiewicz wywalczył dla Łotwy 7. miejsce w biegu na 5000 metrów i 15. miejsce w biegu na 10 000 metrów podczas Igrzysk Olimpijskich w Amsterdamie. Petkiewicz był jednym z najbardziej obiecujących członków łotewskiej drużyny – łącznie w jej składzie znalazło się czternastu Łotyszy. Petkiewicz był już wtedy dziewięciokrotnym mistrzem Łotwy na dystansie od 800 m do 10 000 m, posiadał pięć rekordów swojej ojczyzny. Na dystansie 5000 m w Amsterdamie zdobył siódme miejsce, podczas biegu na 10 000 m piętnaste, w biegu kwalifikacyjnym był jednak drugi.

W 1929 roku zdecydował się na reprezentowanie Polski, w końcu urodził się w Rydze, w polskiej rodzinie, mówił swobodnie po polsku. Został zawodnikiem klubu  „Warszawianka”, a także najpoważniejszym rywalem Janusza Kusocińskiego. Petkiewicz to trzykrotny mistrz Polski, 13-krotny rekordzista Polski w biegach na 1500 m, 2000 m, 3000 m, 5000 m, 10 000 m i w sztafecie 800-200-400-200 m. W 1929 roku roku pokonał Fina Paavo Nurmiego.

W drugiej połowie lat trzydziestych Petkiewicz pracował jako trener polskich średnio- i długodystansowców, pisał także podręczniki z zakresu lekkoatletyki. W 1938 roku został absolwentem Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego, obecnie znanego jako Akademia Wychowania Fizycznego im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie. W międzyczasie studiował prawo. 

Był, podobnie jak Józef Pietkiewicz, człowiekiem „z krwi i kości”: na początku lat trzydziestych stał się bohaterem małego skandalu politycznego. W liście do swojego przyjaciela dziennikarza Mārtiņša Grasisa-Kuziksa napisał parę krytycznych słów pod adresem Józefa Piłsudskiego. Niestety dziennikarz nie był dyskretny i fragmenty listu opublikowano w czasopiśmie „Pēdējā brīdī”.

* * *

Taki to był los dwóch Pietkiewiczów. Przyszło im żyć w różnych epokach. Józefowi podczas okupacji radzieckiej Łotwy, zaś Stanisławowi: w Łotwie wolnej, choć ciążyło na nim piętno osoby, która dla kariery wybrała Polskę. Ostatecznie Stanisława spotka smutny los: zamieszkawszy w Argentynie, zostanie zastrzelony przez zwolnionego z pracy pracownika. Łotewska diaspora, z którą argentyński Polak do końca utrzymywał relacje, popadnie w żałobę.

Z kolei Józef umrze 1 maja 2024 roku, w dwudziestą rocznicę wejścia Polski i Łotwy do Unii Europejskiej. To data trochę symboliczna, myślę,

że kto jak kto, ale on nie chciałby wybierać, czy bardziej kocha Polskę, czy Łotwę.

Dzięki unijnemu członkostwu nie jest to zresztą konieczne, możemy kochać dwa kraje równocześnie. I cieszyć się z osiągnięć Polaków-reprezentantów Łotwy i Łotyszy-reprezentantów Polski.

Заметили ошибку? Сообщите нам о ней!

Пожалуйста, выделите в тексте соответствующий фрагмент и нажмите Ctrl+Enter.

Пожалуйста, выделите в тексте соответствующий фрагмент и нажмите Сообщить об ошибке.

По теме

Еще видео

Еще

Самое важное