Sporo tych rocznic, faktów i wydarzeń, nazwisk także. Choć Polacy żyją na Łotwie co najmniej od czasów przynależności Inflant do Rzeczypospolitej,
wszystkie trzy zjawiska (związek, polscy parlamentarzyści, niezależna prasa) zrosły się z powstałym 18 listopada 1918 roku, zaledwie tydzień po polskim ogłoszeniu niepodległości, państwem łotewskim,
bliskim sojusznikiem Rzeczypospolitej (wspomnijmy wspólne wyzwolenie Łatgalii w styczniu 1920 roku). Gdyby Łotwa znalazła się w 1919 roku w sowieckiej strefie wpływów, nadźwińscy Polacy podzieliliby pewnie los swoich rodaków na Ukrainie i Białorusi, gdzie o niezależnej polskiej działalności społeczno-politycznej nie mogło być mowy, a w latach trzydziestych ludzie zaczęli po prostu znikać.
I choć historia polskiego życia społecznego nad Dźwiną nie była łatwa — w 1931 roku Związek Polaków w Łotwie został na pewien czas zdelegalizowany przez demokratyczne władze Łotwy (rywalizacja polityczna w przedwojennej republice bywała ostrzejsza niż w obecnym państwie, a związek stawał do wyborów samorządowych i sejmowych, był konkurentem list wyborczych innych narodowości) — to świadczy o tym, że w warunkach polsko-łotewskiego „ostrożnego” sąsiedztwa i „ostrożnej” przyjaźni (określenie prof. Ēriksa Jēkabsonsa), możliwa stała się oficjalna działalność Polaków łotewskich (swoją drogą to samo gwarantowało, choć w mniejszym stopniu, z uwagi na konflikt o Wilno, ówczesne państwo litewskie)
Tego nie było w Łotwie powojennej. Wraz z nadejściem Łotewskiej SRR skończyła się oficjalna aktywność polonijna. W sierpniu 1940 roku, na rozkaz Sowietów, przestał się ukazywać tygodnik polski „Nasze Życie” (polska prasa wróci na Łotwę dopiero w 1991 roku). W listopadzie 1940 roku zamknięto Związek Polaków w Łotwie. Skądinąd polscy parlamentarzyści zniknęli o wiele szybciej, wraz z nadejściem autorytarnych rządów Kārlisa Ulmanisa w 1934 roku. Tak się składa, że to Jan Wierzbicki wygłosił ostatnie polskie przemówienie w Sejmie przed jego rozpędzeniem przez późniejszego dyktatora. Jednak nawet w warunkach systemu autorytarnego polskość na Łotwie trwała (w Sowietach jedynie „Polonez” podniósł nieśmiało polski sztandar, w latach siedemdziesiątych).
Dziś, w demokratycznej już Łotwie, funkcjonuje zarówno Związek Polaków, który późnym latem obchodził uroczyście swoje stulecie, są polskie media — nie tylko papierowa gazeta, jak przed wojną, ale także audycje w radiu i telewizji, polskie szkoły, skasowane w 1949 roku i przywrócone w 1991 roku, samorządowcy przyznający się do związków z polskością. Nie ma tylko teatru w Rydze, jak przed wojną, a także Domów Polskich rozsianych po całej Łotwie.Nie ma także tego zapału w pracy społecznej, który towarzyszył Polakom przed wojną, a także charakteryzował lata dziewięćdziesiąte XX wieku nad Dźwiną. Są jednak znów polscy żołnierze, którzy podobnie jak w 1920 roku bronią Łotwy, a także (niestety wciąż za słaba) obecność gospodarcza i kulturalna Polski na Łotwie.
W jakim to wszystko pójdzie kierunku? Jestem bardzo ostrożnym optymistą, potrzeba wciąż pomysłów, aktywności, wsparcia płynącego z Polski, ale także z Łotwy, która
powinna zrozumieć, że nie mieszkają tutaj tylko Łotysze i „rosyjskojęzyczni”, że w interesie państwa jest dostrzegać „małe mniejszości narodowe”
(Polaków, Litwinów, Żydów, Ukraińców, Białorusinów). Świadomości własnych korzeni, wiedzy o przeszłości. Dobrej edukacji i ciągłego dostępu do polskiej kultury, która podobnie jak łotewska jest częścią europejskiej.
Temu m.in. służyć będzie polska podstrona na portalu LSM.lv. Zapraszamy do regularnego czytania!