„Ita by tego chciała”. Polacy na ryskich barykadach

Обратите внимание: материал опубликован 1 год назад

W minionym miesiącu Litwini i Łotysze obchodzili kolejną, choć nieokrągłą, rocznicę barykad — ważnego wydarzenia, które doprowadziło do pełnego odzyskania niepodległości przez republiki bałtyckie. W styczniu 1991 roku zarówno Litwa, jak i Łotwa, były już po formalnym ogłoszeniu niepodległości, która nie została jednak uznana międzynarodowo. Władze w Moskwie wciąż liczyły, że uda się zdławić ruch niepodległościowy nad Bałtykiem. Zarówno w Wilnie, jak i w Rydze, zimą 1991 roku padły ofiary śmiertelne. Dobra wiadomość jest taka, że nie poszły na darmo — we wrześniu 1991 roku kraje bałtyckie wstąpiły do Organizacji Narodów Zjednoczonych, zostały także uznane przez upadający już Związek Sowiecki.

  • Tulkojums latviski pieejams šeit.
    Русский перевод можно прочитать здесь.

W obronie wieży telewizyjnej w Wilnie przed oddziałami sowieckimi zginęło w styczniu 1991 roku czternaście osób (najbardziej znana ofiara to młoda dziewczyna Loreta Asanavičiūtė). Interweniujący na Litwie Sowieci nie zdecydowali się jednak na atak na litewską Radę Najwyższą, w której cały czas urzędował jej przewodniczący Vytautas Landsbergis. Litwinom udało się ocalić niepodległość. Z kolei na Łotwie barykady trwały w podobnym okresie: od 13 do 27 stycznia, tutaj również padły ofiary śmiertelne, jednak Sowieci (dzięki determinacji mieszkańców różnej narodowości) także nie odnieśli sukcesu.

— Barykady wileńskie miały głównie wymiar moralny, a nie militarny, pokazywały, że naród jest gotowy bronić swoich wartości — wspomina w rozmowie z portalem LSM Romuald Mieczkowski, polski poeta i działacz kulturalny,  w 1989 roku założyciel pierwszej prywatnej gazety w Związku Sowieckim o nazwie „Znad Wilii”, o programie jednoznacznie niepodległościowym.

Nie wszyscy Polacy wspierali wtedy niepodległość Litwy. Gdy w marcu 1990 roku doszło do głosowania w Radzie Najwyższej sześciu polskich posłów wstrzymało się od głosu, jedynie trzech głosowało za.

— Byliśmy wtedy w siedzibie Rady Najwyższej, do której jako dziennikarz otrzymałem specjalną przepustkę. Przed radą wzniesiono betonowe kloce, które miały chronić gmach — mówi Mieczkowski, który wraz z innymi Polakami stał na wileńskich barykadach. Było tam sporo flag biało-czerwonych, także dlatego, że przyjeżdżali wspierający z Polski. Po latach Mieczkowski wspomina, że udział Polaków w tym wydarzeniu mógłby być większy. — Redakcja dwutygodnika „Znad Wilii” wykonała we własnym zakresie chorągiewki biało-czerwone, które rozdawaliśmy na wiecach przy Radzie Najwyższej 11 i 12 stycznia. Pomagał mi dziesięcioletni syn Maciek Mieczkowski. Mimo, że drukarnia, w której było drukowane „Znad Wilii”, została zajęta przez wojsko sowieckie, kolejnym numer kwartalnika ukazał się bez opóźnień w drukarni „zastępczej” w Ukmergė. Otwierał go artykuł redaktora naczelnego pod tytułem „Niepodległa Litwa trwa” — takie wspomnienie Mieczkowskiego do dziś można znaleźć na stronie kwartalnika „Znad Wilii”.

W barykadach wileńskich brał udział Romuald Gieczewski — były łagiernik, prezes Stowarzyszenia Polaków Zesłańców na Litwie, który dwa lata wcześniej stał także w Bałtyckiej Drodze, w rocznicę Paktu Ribbentrop-Mołotow. Był również znany polski dziennikarz Jerzy Surwiło. –

Generalnie w barykady włączył się oddział wileński Związku Polaków na Litwie, w rejonach sytuacja była zupełnie inna,

tam już nie było jednoznacznego stosunku do niepodległości litewskiej  — wspomina Mieczkowski.

O wiele chętniej Polacy zostali uczestnikami barykad ryskich, wierni przesłaniu Ity Kozakiewicz, która Mieczkowskiego znała i podzielała jego opinie co do konieczności wsparcia przez bałtyckich Polaków niepodległości swoich krajów. — Można powiedzieć, że na barykadach byliśmy zamiast Ity, która odeszła od nas kilka tygodni wcześniej — wspomina Jerzy Bejnarowicz.

— Udział Polaków w barykadach nie był organizowany przez Związek Polaków na Łotwie, który stanowił wówczas bardziej organizację kulturalną, poszliśmy wszyscy w ramach oddolnej inicjatywy

— dodaje Ryszard Bondziński, pierwszy dyrektor polskiej szkoły w Rydze, odrodzonej po kilku dekadach w 1991 roku, uczestnik barykad (dyżurował koło łotewskiej Rady Ministrów). Oprócz niego w tych wydarzeniach brali udział Zbigniew Mieszkowski, wspomniany już Jerzy Bejnarowicz, Ryszard Szklennik, Leopold Szawdyn, Robert Seliszka, Wiktor Bagieński. — Zbieraliśmy się wszyscy w ówczesnym Muzeum Rewolucji, obecnie Muzeum Wojny, gdzie pracował nasz przyjaciel Michał Lao — opowiada Bondziński. Tam można było się ogrzać, odpocząć, zjeść, napić się herbaty. — Ja po pracy chodziłam przygotowywać kanapki. Jednego wieczoru przywiozłam nawet na Pulvertornis kocioł z ciepłym gulaszem — do dziś pamięta Danuta Szawdyn, córka znanej wśród Polonii Ryskiej działaczki harcerskiej Janiny Głoweckiej. Mąż pani Danuty dyżurował co drugą noc i od razu jechał do pracy. — Nie każdy mógł dyżurować w dzień, to zależało od atmosfery w pracy. Ja w dzień pracowałam, zaś wieczory spędzałam na barykadach, a w domu czekały dzieci, dobrze, że była jeszcze babcia — dodaje Szawdyn.

— Gdy staliśmy na schodkach do gmachu Rady Najwyższej w starej Rydze, mieliśmy ze sobą flagę polską

— wspomina Bejnarowicz. Doszło nawet do humorystycznych momentów, bo Polacy zaczęli w pewnym momencie żartować, że reprezentują Monako (flagi tych krajów mają podobne barwy). — Tak naprawdę jednak nikomu nie było wtedy do śmiechu, nikt nie mógł przypuszczać, czym skończą się barykady. W sumie nikt nie spodziewał się, że już po kilku miesiącach Łotwa stanie się niepodległa — opowiada Bejnarowicz.

Z barykadami, które trwały od 13 do 27 stycznia, wiąże się pewna ciekawostka polityczna. 20 stycznia Rygę odwiedził ówczesny marszałek polskiego Senatu Andrzej Stelmachowski. W hotelu „Rīdzene” odbyło się spotkanie z przewodniczącym Rady Najwyższej Łotwy Anatolijsem Gorbunovsem, w którym wziął udział m.in. Robert Seliszka, ówczesny przewodniczący Związku Polaków na Łotwie, wybrany na to stanowisko po tragicznej śmierci Ity Kozakiewicz, a także Andrzej Drozdowski, polski pracownik Rady Najwyższej, inżynier, któremu tego wieczoru przyszło tłumaczyć spotkanie dwóch przewodniczących parlamentów. Nagle rozległy się strzały, hotel był zagrożony.

— Marszałek Stelmachowski nie stracił rezonu, choć niektórzy uczestnicy spotkania padli na podłogę. On powiedział: jestem jak koń, jak strzelają, to ja wtedy muszę pić. I zamówił kolejną lampkę koniaku — uśmiecha się Halina Drozdowska, ówczesna przewodnicząca ryskiego oddziału Związku Polaków na Łotwie, prywatnie siostra Andrzeja, który przez trzy dekady pracował w łotewskim Sejmie. Drozdowska zainicjowała w pewnym momencie udział Polaków w barykadach, twierdząc, że „tego chciałaby Ita”. Dziś przypomina sobie telefon z Radia Wolna Europa, które troszczyło się o to, by Polacy wsparli łotewską niepodległość. Inaczej niż Polacy na Litwie.

— Gdyby doszło do czegoś naprawdę złego, wszyscy mieliśmy się chronić w Kościele Matki Boskiej Bolesnej — wspomina Ryszard Bondziński. Ostatecznie nikt z Polaków nie poniósł uszczerbku podczas barykad, kilku zaś uhonorowano łotewskimi odznaczeniami. Wielu polskich uczestników barykad już nie żyje. Ryszard Szklennik, pracownik łotewskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zginął tragicznie w 2005 roku. Rok wcześniej odszedł Leopold Szawdyn. Zbigniew Mieszkowski, doktor biologii, zmarł w 2021 roku.

Żyje jednak pamięć o tych ludziach, o tamtym okresie. Że

w kluczowym momencie Polacy stanęli po stronie niepodległej Łotwy. Tak jak życzyła sobie tego Ita Kozakiewicz.

Заметили ошибку? Сообщите нам о ней!

Пожалуйста, выделите в тексте соответствующий фрагмент и нажмите Ctrl+Enter.

Пожалуйста, выделите в тексте соответствующий фрагмент и нажмите Сообщить об ошибке.

По теме

Еще видео

Еще

Самое важное